31.03.2011 15:06
Co do artykułu : "Easy Rider" vs. "Harley Davidson and the Marlboro Man"
Co do artykułu : "Easy Rider" vs. "Harley Davidson and the Marlboro Man"
Na samym
początku chciałbym zwrócić uwagę na fakt , że
strasznie sobie cenie Pana Łukasza „Boczo” Tomanka.
Moją sympatię zaskarbił sobie artykułem pt.: „Ducati 916 - godzina 9:16, czyli czas
na legendę”. Co do jego wiedzy technicznej z zakresu
motocykli, także nie mam najmniejszych wątpliwości, czego dowodem
są artykuły zawierające opisy problemów z Aprilią RSV1000.
Motocykl ten jest, można by tak powiedzieć, dość egzotycznym
sprzętem, a jednak wiedzę autor na jego temat posiadał, i to dość
szczegółową – BRAWO!!!!
ALE…
&n bsp; Niestety, przynajmniej w moim odczuciu, już samym porównaniem „Easy Rider” do "Harley Davidson and the Marlboro Man" autor strzelił sobie w kolano z broni palnej kalibru 9mm. Jak sobie jeszcze dodamy, że porównanie to przegrywa „Easy Rider”, to możemy dojść do wniosku, że tak naprawdę strzał w owe kolano nie był oddany z „gnata”, a z jakże poręcznej, przenośnej wyrzutni rakiet typy RPG. Dlaczego??
Założenia.
Dlatego, że te filmy dzieli przepaść już w samych przyczynach ich powstania.
„Easy Rider” pluje w twarz popkulturze amerykańskiej. Pokazuje jaką karykaturą są ówczesne Stany Zjednoczone. Zwraca uwagę na to, że w tym „wolnym” kraju, cała „wolność” to tylko pusty slogan, bo wszystko podporządkowane jest pieniądzowi. Stąd słowa „ostatniej wieczerzy” filmu (następnego dnia bohaterowie giną):
„Billy: Udało się. Udało się. Jesteśmy bogaci. [śmieje się] Tak stary. [śmieje się] Tak. Udało się, udało. Huh. Jesteśmy bogaci, odpoczniemy sobie teraz na Florydzie.
Wyatt: Wiesz co Billy, nie udało
się.
Billy: Jak to? Huh? Wha – wha
– wha – przecież o to chodziło, człowieku. Kasujesz
duże pieniądze i jesteś wolny. [śmieje się]
Wyatt: Nie udało się. Dobranoc.”
Wyatt dzięki tej całej podróży zrozumiał, że wolność w świecie pieniądza to mit.
Tutaj należy też zwrócić uwagę na problem
„wolności” w komunie hipisowskiej, w której
zatrzymują się na chwilę Wyatt z Billym. Czy ktoś po zobaczeniu
tej sceny ma ochotę zostać hipisem?? Ogólny rozgardiasz,
nieład, głód i zwykła bieda. Aby zrozumieć o co chodzi
należało by się odnieść do całej historii hipisów, ale nie
o tym ten wpis. Ta scena filmu pokazuje jak wygląda zderzenie
ideałów dzieci kwiatów, z rzeczywistością. Jak
wygląda wolność bez odpowiedzialności:
”Sarah: Nie możemy przyjmować nikogo
więcej. Jest nas za dużo. Oh, nie mówię o tobie i twoich
znajomych, przecież wiesz. Tydzień temu przyjechała Susan z
dwunastoma ludźmi z Easter City. Chciała zabrać pięć kilo ryżu...
Oczywiście odmówiliśmy... Więc się najeżyła, wyjęła hasz i
nie chciała nas poczęstować. Oh, i... to nie wszystko. Rano
wsiedli do swojego autobusu, ale nie mogli go uruchomić...
Autostopowicz: Pewnie nie miałaś z kim pogadać
kiedy mnie nie było. [gładzi ją po ręce] Nie muszę ci
mówić jak to jest, kocham cię i chcę z tobą gadać.
Sarah: Przestań.”
Najważniejszym punktem filmem są ostanie słowa Georga przed śmiercią:
„George Hanson: Kiedyś to
był wspaniały kraj. Nie wiem co się z nim stało.
Billy: Huh. Po prostu wszyscy mają stracha, to
się stało człowieku. Hej, Nie wynajmą nam pokoju w podrzędnym
hotelu ani nawet w motelu. Łapiesz? Myślą, że im poderżniemy
gardła czy co. Boją się człowieku.
George
Hanson: Nie boją się was, tylko tego co sobą
przedstawiacie.
Billy: Co sobą
przedstawiamy? To, że mamy za długie włosy?
George
Hanson: Oh nie. Przedstawiacie sobą wolność.
Billy: A co w tym złego, człowieku? Każdy chce
być wolny.
George Hanson: O
tak, to prawda, każdy chce być wolny, zgoda. Ale mówić o
wolności i być wolnym – to dwie zupełnie różne
rzeczy. Trudno być wolnym kiedy jest się towarem na rynku. Tylko
nie mów im, że nie są wolni bo gotowi cię zabić lub
okaleczyć, aby udowodnić, że nie masz racji. O tak, mogą gadać
bez końca na temat wolności jednostki, ale kiedy widzą wolną
jednostkę, to się jej boją.
Billy:
Mmmmm, ale jakoś nie uciekają.
George
Hanson: Nie, robią się niebezpieczni. Nik, nik, nik,
nik, nik, nik, nik, nik – Suamp.”
Po tej scenie zapadają w sen, w trakcie którego zostają napadnięci przez „wolnych”, „prawych i sprawiedliwych ”(nie, nie PiSowców…) obywateli „Junajted Stejts of Amerika!!”
Kto ginie?? Tylko Georg. Daleki byłbym od stwierdzania, że ta scena nie miała „drugiego dna” i była tylko sceną zabójstwa. W tej scenie ginie ten, który po raz pierwszy w całym filmie zwraca uwagę na problem wolności w sposób bezpośredni i bardzo krytyczny. Można powiedzieć, że zginął ten, który wszystko jako pierwszy zrozumiał i powiedział na głos. Zdjął klapki z oczu.
Śmierć bohaterów.
Kiczowaty koniec filmu?? No jasne, że lepiej by było (dla wyjątkowej na swój sposób amerykańskiej widowni) gdyby głowni bohaterowie na końcu filmu wleźli do baru, wyciągnęli gnaty i zaczęli napierdala* z broni, a wsioki w słomianych kapeluszach padały by jak muchy od „gradu” strzałów celnych rewolwerowców na motocyklach. Potem jeszcze wyruchal* by te panienki z którymi rozmawiali wcześniej w owym barze, a na końcu odjechali swoimi motocyklami, a za ich plecami wyleciał by w powietrze cała ta buda zwana barem. Tylko kurw*, czy to dalej byłby „Easy Rider”??
A śmierć bohaterów, swoją drogą śmieszna, prosta, kompletnie nie widowiskowa, nawet idiotyczna, właśnie taka miała być. Bo my, ludzie, nie umieramy inaczej. Bez fajerwerków.
A ci którzy wybierają wolność na motocyklu, często giną przez debilizm innych: bo ktoś w lusterko nie popatrzyło, ktoś wymusił pierwszeństwo, ktoś nie załatał dziury w drodze, ktoś nie zamiótł piachu po zimie z winkla. Co?? Małą ilość z nas spotkał, uroczy na swój sposób, przypływ nagłej adrenaliny, kiedy po wejściu w winkiel widzimy piasek na asfalcie?? A może spotkał nasz wszystkich??
Ciekawostka- w południowo środkowych stanacyh, koniec filmu był odebrany bardzo pozytywnie. Ginie dwóch "brudasów", czyli mamy "Happy End"...
Podsumowując.
Właśnie dlatego „Easy Rider” jest wyjątkowy, że nie jest filmem o motocyklach, dla motocyklistów. To jest film o ludziach, dla ludzi. Nie o dwóch kumplach i przygodzie, ale o tym jak naprawdę jest w USA. Najważniejsze jest pewne "tło". Po raz pierwszy pokazano, że w świecie pełnym „wolności” nie ma szans na prawdziwą WOLNOŚĆ. Że ludziom tak naprawdę odpowiada żyć w ramach pewnej kultury, pewnych narzuconych zasad moralnych i etycznych. Boją się wolnomyślicieli i tych którzy mówią, że może być lepiej, czy choćby inaczej. Jesteś zajebisty i wspaniały, jeśli jesz to co my, mówisz to co my, jeździsz tym czym my. Motocykle też odegrały w tym filmie ważną rolę. W tamtych czasach były symbolami wolności, niezależności i własnego zdania.
A "Harley Davidson and the Marlboro Man" to tylko film akcji. Tak na dobrą sprawę mógłby się nazywać "Ford Mustang and the Marlboro Man" – tyle że Marlboro Man mógłby jeździć jakimś VW zamiast Kawy. Też pod koniec filmu by zrozumiał, że jednak co amerykański Ford, to amerykański Ford i rozstrzelał swojego Garbusa. A czy motocykle w „Easy Rider” można zamienić na coś innego. Nie, bo to nie tylko wozidełka, ale symbole chyba najważniejsze w całym filmie.
&n bsp; Na sam koniec jeszcze jedna ważna sprawa. Scena na farmie. Rozmowa z farmerem i „święta” słowa:
„Wyatt: Ma pan ładne
gospodarstwo.
Farmer: Dużo dzieci. Moja
żona jest katoliczką. Kochanie dasz nam jeszcze kawy.
Wyatt: Poważnie, ładnie tu. Nie każdy umie się
utrzymać z pracy na roli. Być na swoim i robić
swoje. Może być pan z siebie dumny.”
Być na swoim i robić swoje – tego życzę wszystkim:)
Udanego sezonu:)
PS
Można by napisać coś więcej, a nawet pewnie książkę, ale nie chciałem bardzo przynudzać.
Wszystkie cytaty pochodzą z http://pl.wikiquote.org/wiki/Strona_g%C5%82%C3%B3wna
Komentarze : 5
ten cały wywód powyżej napisał... bardzo mądry człowiek.. właśnie tak trzeba odbierać Easy R.. to nie jest tylko film o podróży przez usa.... a porównywanie do HD&MM jest pomyłką..
Podobnie myślimy kolego .
A prawdziwa WOLNOŚĆ ma swoją cenę.
Ja jej nie zapłaciłem.
Chyba nie myślisz, że NIE mam w garażu plakatu "Easy Rider". Kurde, dałem sobie nawet zrobić nieśmiertelnik z napisem "Born to be wild". Oglądałem wszystko, co miało w sobie Dennisa Hoppera (nawet Victorię Duffy :P). Kiedy czasy były złe, a pogoda do dupy, odpalałem Easy Ridera, ustawiałem na tapetę kompa Monument Valley i było lepiej.
Cały sens artykułu polega na (co zresztą masz wyklarowane na początku) ukazaniu faktu, że ludzie darzą ten film bezgraniczną i bezwarunkową adoracją. Jest tam wolność, są tam motory, są buntownicy, musimy to lubić! Kocham Easy Ridera, ale "Marlboro Mana..." bardziej. Theresę San-Nicholas jeszcze bardziej...
Zgadzam się za autorem w całej rozciągłości!
Po prostu błędem było porównywanie tych dwóch filmów ze względu na to, że są w nich motocykle. "Marlboro Man" mi się bardzo podobał, dobre kino amerykańskie, "Easy Rider" z kolei nie przypadł mi do gustu bo pod koniec był po prostu obrzydliwy. Zaćmiło to całe przesłanie filmu i pozostawiło duży niesmak. Zresztą jest wiele dobrych filmów które poruszają taką tematykę i są lepiej nakręcone i zagrane. Prawda jest taka, że "Easy Riderem" nie ma się co podniecać, a "Marlboro Mana" można obejrzeć i się dobrze przy nim bawić. Porównywać obu tytułów nie ma jednak co bo są to kompletnie 2 różne filmy.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (652)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)